2019-04-12

koza jak bumerang

Bumerangiem powróciła do mnie koza. Żeliwna, zakupiona prawie 20 lat temu została uznana za wyeksploatowaną jakieś pół roku temu. Wtedy to - wspólnie z Myszką - rozpoczęliśmy poszukiwania nowej. W internecie przejrzeliśmy kilkaset ofert i w końcu zdecydowaliśmy nabyć nową kozę w firmie Żar (gdzieś w Kielecczyźnie). 

Gabaryty podobne, więc nie trzeba będzie żadnych zmian w podłączeniu. Kurier dostarcza piec, a ja zaraz potem zaglądam do środka i wielkie moje zdziwienie: Jak można coś takiego wyprodukować? Ścianki cienkie, brak szybru, nie ma fajerek- jest jeden wielki fajer, popielnik z cienkiej blaszki. W warsztacie dorabiam wewnętrzną przegrodę, żeby nie wysyłać ciepła w kosmos

Piec jeździ tam i z powrotem. Nic dziwnego - jest gówniany. Pali się w nim źle. Słabo się dokłada drewna, bo nie ma fajerek tylko jeden wielki ciężki dekiel. Stara koza ma jechać na złom. Nie! Przywożę ją do warsztatu w Łodzi, gdzie przechodzi remont i rewitalizację. 
 

Kupuję nowy ruszt, montuję nową przegrodę, skręcam i składam elementy,  Kupioną w Castoramie farbą maluję piec. Ma ponoć wytrzymać 600°
Rzec by można: stare, ale jare. Tak! To prawda! Teraz już się nie robi rzeczy na lata. Teraz wszystko jest jednorazowe. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz