Obserwatorzy

2019-04-30

blox nie istnieje !!!

Choć miałem krztę nadziei,  że tak się nie stanie,  to jednak blox zakończył swój żywot.  Wygląda to  tak:
Przykro, bardzo przykro,  żal.

2019-04-29

Smok Wawelski

Smok Wawelski żre wałówkę - Ala jedzie na majówkę!
Smok Wawelski pełen strachu - Alek weekend ma na dachu!
Smok Wawelski pije wrzątek - Ania zaiwania w piątek!
Smok Wawelski wierzy w cuda - Arek wie, że będzie nuda!
Xylonyt kwiecień 2014

2019-04-27

13 lat Xylonytu

Wczoraj, 26 kwietnia 2019 Xylonyt skończył 13 lat. Pierwsze małe kroki były na blox'ie, który za kilkadziesiąt godzin stanie się nicością. Tu na blogspota przeszedłem w marcu br. po powzięciu informacji o agonii portalu blogowego Gazety Wyborczej. Przez 13 lat powstało wiele wpisów z codziennych zdarzeń A-Teamu. W zasadzie nie zajmowałem się nigdy polityką i sprawami gospodarki kraju. Czasem coś tam napisałem o budowie A1 - była nam potrzebna w związku z przeprowadzaną rokrocznie Operacją Bałtyk. Cały blog mam skopiowany. Będą tu wstawki repliki - obiecuję.

2019-04-22

Wspomnienie Nutki



Dziś wspomnienie o Nutce:

Nutka, Nutus, Nutella, Nutorino - gdy nastała u nas była maciupeńka. Odebraliśmy ją za przysłowiową złotówkę na Kossaka. Było to 03 grudnia 2003 roku. W domu, skąd ją odbieraliśmy, ubierano tego dnia choinkę. Do wydania były trzy kociaki - nasza kicia znajdowała się najwyżej na gałązkach świątecznego drzewka. Zdjąłem ją z choinki, włożyłem do czapki i zawiozłem do domu. Miała wówczas trzy miesiące. Po krótkim rozmyślaniu daliśmy jej na imię - Nutka. Nutka zastąpiła swoją poprzedniczkę Jupinę (Dżampninę) [miał być Jumper, ale okazał się dziewczynką], która 02 grudnia 2003 zginęła w tragicznych okolicznościach :( Już jako maleńka koteczka jeździła z nami do leśniczówki p3M. Nie przeszkadzała jej zima, padający śnieg i inne niewygody. Dom był w budowie, ale Nutka wymyśliła sobie, że będzie chodzić po konstrukcji poddasza, Nagle małe łapki się ześlizgnęły i kupka futra spadła z wysokiego piętra na parter :( Bardzo się wtedy zmartwiliśmy, ale na szczęście nic się nie stało złego. Innym razem nasza włochata Istota stała się pogromcą zaskrońca, który zmierzał-był do naszego domu. Nutka nie pozwoliła, by ten gad przedostał się przez próg. Pomogliśmy jej odstraszając go, by sobie poszedł w inną stronę. Nutka miała w lesie szerokie spektrum swego terytorium i wszystko musiało być pod jej kontrolą. Wielokrotnie nie mogliśmy poweekendowo odjechać z działki w niedzielę, bo nie było panny, która wracała o trzeciej - czwartej nad ranem. Specjalnie dla niej zamontowałem w oknie na I piętrze powiększony parapet, żeby wskakując z dachu tarasu miała na czym spokojnie wylądować. Zawsze się cieszyliśmy, kiedy już wróciła. Stosowała się do zasad dobrego wychowania - jak w tej anegdocie: "ojciec powtarzał ciągle córce, żeby się dobrze prowadziła, żeby wracała wcześnie. Tak też czyniło dziewczę i wracało o trzeciej, czwartej nad ranem, czyli wcześnie". Tuż po wejściu do łóżka pojawiała się mała włochata mordeczka. Było ostre barankowanie, głośne mruczenie i ugniatanie ciasta. Uwielbiałem to :) Mówiłem wielokrotnie do Niej: "Żebyś Ty umiała gotować!" W odpowiedzi było kocie Mrrraauuu! W Łodzi niejednokrotnie jednak oddalała się z posesji, przenikając przez dziurę w ogrodzeniu. Szła wtedy - jak to mówiliśmy - do bloków. Martwiliśmy się bardzo. Zawsze wracała. Podziwiałem jej zwinność. Potrafiła stojąc pod bramą odbić się od ziemi i wskoczyć na wysokość 2/3 bramy, by potem jak po drabinie wspiąć się na sam szczyt, gdzie siadała i obserwowała terytorium z góry. Pewnego razu wróciła z ranką na szyi. Następnego dnia opuchlizna, a po kolejnych kilku godzinach kot miał dwie głowy. Tak bardzo spuchła jej rana na szyi. Weterynarz, torbiel, ropa, zastrzyki, narkoza, antybiotyk, rywanol, upływający czas i zero poprawy - wtedy podjęliśmy decyzję o okładzie z maści ichtiolowej. Nutka omotana bandażami wyglądała jak mumia, ale następnego dnia jakby ręką odjął - nie było śladu po zakażeniu. Weterynarz był w szoku, zaczął mówić o cudzie i cudownym uzdrowieniu. Nutka przeżyła Boossa (2004 - 2016) oraz Baltazara (2011 - 2017). Boossik był opanowany i spokojny, więc żyli z Nutką w symbiozie. Baltazar zawsze wyluzowany strasznie Nutce dokuczał. Dojrzała już kocica nie wytrzymała nerwowo i w roku 2014 przeprowadziła się na parter. Miała stąd blisko na podwórko, więc często wychodziła na dwór. Jednak gdy pojawił się Alfred i wychodzenie na powietrze stało się "trudne" to widać było na pyszczku wyraźną złość i ansę. Wkrótce chory Alfred usnął. Znowu przebywanie pod tujkami lub w bukszpanie stało się wielką przyjemnością. Po przejściu przez furtkę, gdy wracałem z pracy byłem zawsze witany przez Nutkę, która po rozciągnięciu się po długim zapewne śnie miauczała ponaglająco. Szliśmy wtedy do piwnicy, gdzie leżały jej kocie kiełbaski. Była niecierpliwa, więc pierwsze pół kiełbaski łamałem w pośpiechu, by jak najszybciej włożyć do miseczki. Miałem już potem nieco więcej czasu i mogłem na spokojnie połamać ją do końca i wyjąć - dać także drugą. W porze letniej głównym jej zadaniem było pilnowanie borówek, żeby owoców nie podjadały ptaki. Z tego obowiązku wywiązywała się wzorowo. Ostatnio miała kłopoty z poruszaniem się, podejrzewamy że przeszła jakiś udar albo zachorowała na padaczkę, która krytycznego dnia nie pozwoliła Jej dalej żyć.

Od 23 kwietnia 2018 miseczka Nutki jest pusta. W tym dniu Nutka odeszła za tęczowy most. W październiku 2018 miałaby 15 lat. Pochowana została w lesie na poligonie doświadczalnym p3M. Żegnaj Nutusku. Pamiętamy o Tobie w Aligatorni.

2019-04-17

Żur, kiełbasa, jajec górka - idą święta, kurka rurka

Żur, kiełbasa, jajec górka - idą święta, kurka rurka.
Kurczak, bazia, skok zająca - idą święta, siła tnąca.
Baltek, Boossik, ogon Nutki - idą święta, czas milutki.
Szczypior, trawa, indor w pędzie - idą święta, dyngus będzie.
Grzybki, śledzie, śmiech kaczora - idą święta, szczęścia pora.
Szynka, Alfred (psi pazurek) - idą święta, jest mazurek.
Tort, borówki, trunki mocne - idą święta Wielkanocne.

/Xylonyt 17-04-2014/

Troszkę się zmieniło od zapisów tego pierwotnego tekstu. Baltuś, Boossik, Nutka i Alfred odeszli za tęczowy most, ale życie trwa dalej. Teraz w Xylonytowie dowodzi Lord - Jego trzeba więc wpleść w rymowankę Wielkanocną. To tyle w temacie futrzaków. Są przecież ważniejsze osoby - Hanna manna i Antoni świat dogoni. O nich tu będzie głośno teraz:

Żur, kiełbasa, jajec górka - idą święta, kurka rurka.
Kurczak, bazia, skok zająca - idą święta, woda wrząca.
Antoś, Hania, Lordek wszędzie - idą święta, więc gęś będzie.
Grzybki, śledzie, śmiech kaczora - idą święta, szczęścia pora.
Szczypior, trawa, indor w pędzie - idą święta, dyngus będzie.
Szynka, babka, świetny żurek - idą święta, jest mazurek.
Dieta wszystkich, odchudzanie - idą święta, jest śniadanie.
Jest też Beny, Ewelina - idą święta, cieknie ślina.
Wiosna wszędzie, kwitną kwiatki - idą święta, są wydatki.
Tort, borówki, trunki mocne - idą święta Wielkanocne.

Także na ten czas jest to najbardziej aktualna wersja żuru, kiełbasy i jajec górki.
Xylonyt w Wielkanoc 2019

2019-04-13

Odszczurzanie Fasoli

Umawiać się teraz na serwis trzeba, bo warsztaty nieco oblężone letnimi oponiarzami. Ja też mam taką potrzebę, a dokładnie Fasola musi mieć letnie koła. Umówiony na ósmą podjeżdżam jako pierwszy już o 7:40 i wyładowuję z przyczepy letniaki. 

Auto ustawiam we wskazanym miejscu - będzie serwis klimatyzacji. Cała operacja trwa ponad godzinę; wyciągnięcie starego gazu, nabicie nowego, ozonowanie.

Równolegle wyważają koła, a jedno jest skrzywione, tzn. ma skrzywioną felgę. Dzielny Pan Szef daje jednak radę - nie dla niego takie problemy. Miałem założyć dzisiaj koła Fasoli - rezygnuję jednak z tego zadania, bo pada śnieg, a temperatura +2°C nie zachęca do niczego na zewnętrzu. Sam zresztą bardzo marznę w warsztacie i przed nim. Zapłacone i spokój. Koła przełożę w tygodniu - ma się ocieplić.

2019-04-12

koza jak bumerang

Bumerangiem powróciła do mnie koza. Żeliwna, zakupiona prawie 20 lat temu została uznana za wyeksploatowaną jakieś pół roku temu. Wtedy to - wspólnie z Myszką - rozpoczęliśmy poszukiwania nowej. W internecie przejrzeliśmy kilkaset ofert i w końcu zdecydowaliśmy nabyć nową kozę w firmie Żar (gdzieś w Kielecczyźnie). 

Gabaryty podobne, więc nie trzeba będzie żadnych zmian w podłączeniu. Kurier dostarcza piec, a ja zaraz potem zaglądam do środka i wielkie moje zdziwienie: Jak można coś takiego wyprodukować? Ścianki cienkie, brak szybru, nie ma fajerek- jest jeden wielki fajer, popielnik z cienkiej blaszki. W warsztacie dorabiam wewnętrzną przegrodę, żeby nie wysyłać ciepła w kosmos

Piec jeździ tam i z powrotem. Nic dziwnego - jest gówniany. Pali się w nim źle. Słabo się dokłada drewna, bo nie ma fajerek tylko jeden wielki ciężki dekiel. Stara koza ma jechać na złom. Nie! Przywożę ją do warsztatu w Łodzi, gdzie przechodzi remont i rewitalizację. 
 

Kupuję nowy ruszt, montuję nową przegrodę, skręcam i składam elementy,  Kupioną w Castoramie farbą maluję piec. Ma ponoć wytrzymać 600°
Rzec by można: stare, ale jare. Tak! To prawda! Teraz już się nie robi rzeczy na lata. Teraz wszystko jest jednorazowe. 


2019-04-10

porażka w Ledi.pl Koszalin

- Jak mówię, że piję - to piję!
- Jak mówię, że płacę - to mówię!

      Taka anegdotka mi się przypomniała po ostatnio poniesionej porażce w sklepie internetowym Lejdi.pl w Koszalinie. Kupiłem Myszce sukienkę, prezentowaną na stronie www sklepu w ofercie sukienek na ślub i wesele. Miała być na wesele z długim rękawem - złota, wieczorowa o nazwie Luna. Czyżby w Koszalinie były kłopoty z rozpoznawaniem barw i kolorów? Chyba tak, bo nadesłana kreacja była różowa - do złotego jeszcze jej bardzo daleko. Nie spodobała się Myszce ta "szmatka", więc ją odesłaliśmy informując Sz.P. o odstąpieniu od umowy kupna. 
      Trzy dni później zwrócony towar dotarł do siedziby Lejdi.pl w Koszalinie na ulicę Brytyjską. Potem spokojnie minęło sobie 14 dni, a pieniędzy ani widu ani słychu. No to napisałem maila, czy uda się dotrzymać terminu zwrotu kasy zgodnie z przepisami? Odpowiedź: przelewy zwrotne robią raz w tygodniu i trzeba czekać. Minęły kolejne dni, a z nimi weekend i nadal nic. Dzwonić można tylko od 11stej do 15stej, ale i tak nie ma to sensu, bo nikt nie odbiera telefonu.
      Kolejny mail ode mnie z prośbą o poważne potraktowanie sprawy i natychmiastowe zwrócenie pieniędzy również trafił w nicość, by w końcu popołudniu napisać, że pieniądze zostały przekazane. Taki żarcik na wieczór - dodatkowo Zespół Lejdi.pl zrobił ze mnie kobietę, zwracając się do mnie w mailu per Pani. O czym to może świadczyć? O ignorancji i lekceważeniu klienta. Nawet nie chciało się przeczytać ze zrozumieniem dostarczonej wiadomości. Przykre! W końcu dzisiaj pieniądze doszły - po prawie 3 tygodniach od zwrotu towaru. Sklep niepoważny, odradzam wszystkim!

2019-04-04

Szczyt niepunktualności

Szczyt niepunktualności w Polsce - spóźnić się na pociąg.
Dzisiaj (niestety) minister infrastruktury ostał się na stołku - całkowity brak honoru!!! W prawowitej Polsce przedwojennej w takiej sytuacji każdy po prostu strzeliłby sobie w łeb! I tyle!
Okienko kasowe PKP w Szczebrzeszynie: - proszę Pani, o której odjeżdża dziś ten 12:15 do Krakowa?
Dojeżdżam do pracy pociągiem. Kończę pracę o 17:00 i w zasadzie codziennie udaje mi się zdążyć na ten o 16.47!

środa, 05 stycznia 2011, xylonyt

Germania 2011

  1. Przede wszystkim przykra prawda: jako kraj i państwo jesteśmy w tyle za naszymi zachodnimi sąsiadami jakieś 30 - 50 lat. Nie wiem, czy kiedykolwiek będzie możliwe wyrównanie do ich standardu życia i poziomu gospodarczego.
  2. Trasę 1060 kilometrów (wg GPS 1038) pokonaliśmy w 15 godzin. Do godziny 2:00 dojechałem do BAB 10 czyli tzw. Berliner Ring i tam też zapadliśmy w głęboki sen. Zamuleni spaliśmy do 5:50 i dalej w drogę, by na wysokości Magdeburga znowu zlec w drzemkę dwugodzinną.
  3. Rhein czyli Ren wylał nieznacznie - co mieliśmy okazję oglądać własnymi oczami w poprzednią niedzielę 23 stycznia 2011 roku w miejscowości Orsoy koło Rheinbergu.
  4. Niezliczona ilość olbrzymich wiatraków - elektrowni wiatrowych - według niektórych jest niezbędną koniecznością egzystencji, a według innych szpeci krajobraz i jest przyczyną tragicznych śmierci wielu ptaków. Szczypior naliczył w rejonie naszego pobytu 30 sztuk wiatraków.
  5. Wszystko i wszędzie jest verboten, a co nie jest verboten może być nicht gestatet. W ostateczności die Eltern haften für ihre Kindern. Ledwo to ze Szczypiorem przeżyliśmy, a we czwartek ulało się całkowicie.
  6. Kolejny raz potwierdziła się moja krótkotrwała gotowość do przebywania w tym policyjnym państwie (jakim są i były Niemcy), gdzie każdy wzorowy obywatel donosi kompetentnym, właściwym władzom o poczynaniach swych bliskich, sąsiadów i innych współobywateli. Po 5 dniach miałem dość Niemców, niemieckiego i całego tego Ordnungu.
  7. W piątek zupa się wylała - okazało się, że nie można robić zdjęć, bo społeczeństwo czuje się zagrożone. Osobiście pofatygowało się do nas z tą informacją dwóch policjantów. Przy okazji sprawdzili, czy aby przypadkiem nie jesteśmy na liście poszukiwanych.
  8. W narodzie niemieckim nadal drzemią niespełnione marzenia nazistowskie. W kilku miejscach widzieliśmy ze Szczypiorkiem namalowane swastyki - symbole niezrealizowanych planów ich wielkiego wodza.
  9. Diesel tankowaliśmy w cenie 1,339 Euro (5,25zł). Butelka DAB 0,5l kosztowała w Real Trinkgarten 0,65 Euro czyli 2,55zł. Wszystko extra, ale pensje mają dwu-, trzykrotnie większe.
  10. Odwiedziliśmy Dinslaken. Przykre rozczarowanie. Okazało się, że nieopłacony grób Babci przestał istnieć. Smutne to, ale prawdziwe. Kupiony w automacie znicz wyrzuciliśmy do śmieci.
  11. Pojechaliśmy do Wesel, miasta wielu Esel. Kilka udało nam się spotkać i sfotografować.
  12. Łączna ilość zdjęć w czasie misji 1160 sztuk oraz cztery krótkie filmiki zrobione dla utrwalenia dźwięków (nie da się zrobić zdjęcia bijących dzwonów).
  13. Odwiedziliśmy Xanten i kościół Św. Wiktora. Bardzo ładny gotyk. Zapaliłem świeczkę w intencji własnej i najbliższych.
  14. Droga powrotna: 16 godzin jazdy, trzy postoje, godzina stracona na kaszel Smoka. Temu ostatniemu kupiłem na Bliskiej Bio (po 4.25zł), ale niestety mu nie smakowało. Ujechał pare kilometrów i zdechł. Jakoś dopchaliśmy się skokowo do Orlenu koło Pniew. Tam dolałem mu Verwy do pełna. Ruszył jakby oszalały.
  15. Po przejechaniu Odry, gdzie kończy się autostrada ogarnęło mnie i Szczypiorka poczucie wstydu i przygnębienia. My tu żyjemy, więc wjechaliśmy nie mając wyboru, by mieszkać i żyć dalej. Co myślą jednak sobie ci, którzy jadą tu w odwiedziny lub turystycznie? To co okazuje się kilkaset metrów od mostu w Świecku to tragedia, paranoja i prawdziwa porażka. Jak można mieć taką wizytówkę? Prawdziwy wstyd!
Xylonyt, luty 2011

2019-04-02

mało czasu

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." (Jackson Brown). Nadeszła wreszcie oczekiwana sobota. Z łóżka zrywam się bardzo wcześnie, choć Mysz twierdzi, że nie muszę, że mogę przecież jeszcze poleżeć. Szybka kawa i zwykłe czynności poranne nie zabrały mi dużo czasu. Wyprawiam Mysz do pracy i sam chwilę później wyruszam za nią do Castoramy. Mam długą listę zakupów (powstawała od ponad miesiąca). Wjeżdżam na parking marketu i od razu mam error - jakoś bardzo pusto, bo nie ma samochodów. Kurcze! Czy to już niedziela? I nie handlowa na dodatek? Nie no to nie może być prawda! To nie dzieje się w realu.... ale zaraz, chwileczkę: skoro właśnie Mysz pojechała do pracy to musi być sobota. Wysiadam z auta i patrzę na godziny :otwarcia sklepu: sobota od 8:00, a na zegarze pokładowym Fasoli 7:35. No to niezły gips! 25 minut snuję się wokół marketu i podziwiam płyty OSB, cegły, listwy, krawędziaki jakieś, bramy metalowe, płoty, tuje, żywotniki i przyczepy towarowe. Idę wzdłuż Jana Pawła, gdzie na sygnale mknie Policja drogowa - pewnie do jakiejś kraksy. Punkt ósma otwierają Castoramę - zebrało się całkiem sporo klientów. Kupuję: listwy przezroczyste podszafkowe, farbę ciemnobrązową do bramy, farbę brązową do drzwi zewnętrznych od klatki, 7 słupków drewnianych dł. 2 m, linkę zieloną 2x40m, farbę do żeliwa (ponoć wytrzyma 600°C), nasiona traw - 3 paczki, okno uchylne, piankę montażową, kotwy okienne i narożnik biały z tworzywa sztucznego. Paliki do przyczepy, reszta do samochodu i w drogę do domciu. Śniadanie, a zaraz potem demontuję listwy podszafkowe. Wymieniam przezroczyste osłonki, a przy tych pracach pomaga mi Lord. Początkowo koniecznie chce wejść pod szafki, ale nie jest to możliwe - urosło się bowiem kotkowi bardzo i gabarytowo już się nie zmieści.


No i jest południe, co oznajmiają kościelne dzwony. Szybciutko schodzę na podwórko i biorę się za maliny. Plan przewiduje, że dzisiaj je otoczę jakimś ogrodzeniem, żeby potem z owocami nie leciały na prawo i na lewo. Drewniane słupki maluję farbą olejną, żeby może nie zgniły w pierwszym sezonie. 

Odpoczywam chwilę, bo przecież coś mi się też należy od życia. Nie tylko praca i praca.


Wiercę w każdym słupku 3 otwory Ø8, łomem robię otwór w ziemi, wkładam w niego słupek i wbijam młotem całe 70cm. Przez otwory przewlekam linki i mocno je naciągam. Maluję słupki zieloną farbą olejną. 

Gdy jestem przy przedostatnim dzwonią dzwony kościelne, co oznacza godzinę 17:00 No to ładnie, tyle czasu zajęły mi maliny, a mam takie wielkie plany jeszcze do zrobienia: posiać trawę, ułożyć dwa krawężniki. Mam też zjeść obiad, wykąpać się i pojechać do Bajki. Dzieci w Zielonej Górze, a Bajeczka sama na włościach. Zagubiony w czasie przechodzę w tryb awaryjny i pędzę do kota.

Czy osiągnąłem dzisiaj swój cel? Zrobiłem wiele, nie rezygnując z niczego, a czas i tak minął. Nie jestem zdania, że to stwierdzenie cytowane na wstępie wpisu jest prawdziwe.

2019-04-01

01 kwietnia

Dziś rano lekki mróz i białe dachy.  Prawdziwa przygoda przydarzyła się 6 lat temu:
Napadało bardzo dużo białego puchu, więc ulepiliśmy Wielkanocnego Zająca (były akurat Święta Wielkanocne).