Tuptuś odmówił posłuszeństwa i rano w czasie, gdy Mysz jechała nim do pracy zaczął wydawać jakieś chroboty. Został na parkingu na Orlenie. Na ratunek wyruszył Szczypior.
W trybie awaryjnym zaprowadziłem Tuptusia do warsztatu na Rzgowskiej. Pojechałem na Orlen Fasolą. Przesiadłem się. Tuptkiem jazda koszmarna. Prędkość maks. 20 kmh. Zostałem strąbiony, zbluźniony i skrzyczany przez innych kierowców. Wszystkim bardzo się spieszy.
Tuptuś w warsztacie, a ja muszę wracać do Fasoli. Otwieram mapy w smartfonie, ale patrzę: jedzie 52. No to biegiem na przystanek! Bieganie z moją nogą to wyczyn, ale dałem radę. W autobusie wielki strach, nie mam biletu, żeby skasować. Myślę, żeby może odkupić od jakiegoś współpasażera. Nie wiem nawet ile taki bilet obecnie kosztuje. Nagle patrzę, a ja stoję przy automacie biletowym. Parę kliknięć i bilet na dwadzieścia minut kupiony.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz