W ostatnią sobotę pojechałem do Castoramy po leżankę i materac dla Myszy, co by jej miękko było, gdy na działerę pojedzie. Taki to był ten wyjazd nie do końca udany. Już przed bramą coś kapało spod maski, ale pomyślałem, że może skrapla się chłodzenie z klimy. Po wjechaniu do garażu smród i para spod klapy. Pospiesznie wyłączyłem silnik, podniosłem maskę - wylewał się wrzący płyn chłodzący. Najwcześniejszy termin na naprawę to bieżący piątek, więc dzisiaj odprowadziłem Tuptusia do warsztatu. Jutro będą go penetrować. Zleciłem także naprawę spryskiwacza tylnej szyby.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz