Zamówiłem w Castoramie materiały do naprawy sufitu na klatce schodowej na p3m. Zamówienie w sklepie internetowym jest o tyle wygodne, że nie trzeba biegać po całym sklepie i szukać na kolejnych regałach potrzebnych rzeczy. Problemem jest niedostępność wszystkich towarów we wszystkich sklepach. Są artykuły, których nie ma na Wieniawskiego, ale są na Wydawniczej [lub odwrotnie]. Wiadomo poniekąd, że po jakąś tam pierdułkę nie będzie się jechać po przekątnej miasta. Gdy jednak rzecz jest potrzebna to nie ma wyjścia i jechać trzeba, nawet na drugi koniec miasta. Tak też jest dzisiaj. Spotyka mnie jednak wątpliwa przyjemność przejażdżki samochodem po zakorkowanym i zapchanym mieście. Na jezdniach mnóstwo samochodów w ciurku, a ten przesuwa się ślamazarnie od świateł do świateł. Wypadkowa prędkość jest taka, że piesi na chodniku przemieszczają się szybciej niż auta, a rowerzyści na swych ścieżkach śmigają jak rakiety. Podróż samochodem trudno nazwać jazdą. Znajduje się jednak dużo cwaniaków: jeżdżą bus-pasami, wyprzedzają po chodnikach, przeskakują przez skrzyżowania na czerwonym świetle, przejeżdżają przez ciągłe linie, itd. Prym wiodą tu taksówkarze, tzw. "złotówy". Godziny szczytu to dla nich możliwość zarobku - wiadomo, w dzień nie ma takiego zapotrzebowania na taksówki, a gdy jest trzeba zrobić w jak najszybszym czasie kolejne kursy. Wszystko kosztem powodowania zagrożenia dla bezpieczeństwa ruchu. Jakoś jednak daję radę. Mam płytę Sanah i słucham jej w pętli. Pełny luz.
ps. Tłumaczenie zatrzymanego kierowcy, który przejechał na czerwonym świetle: "Ono nie było do końca czerwone!" Jak to? - pyta policjant. Światło jest do końca czerwone, gdy ci co mają zielone ruszą - tłumaczy taksiarz.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz