Obserwatorzy

2019-04-22

Wspomnienie Nutki



Dziś wspomnienie o Nutce:

Nutka, Nutus, Nutella, Nutorino - gdy nastała u nas była maciupeńka. Odebraliśmy ją za przysłowiową złotówkę na Kossaka. Było to 03 grudnia 2003 roku. W domu, skąd ją odbieraliśmy, ubierano tego dnia choinkę. Do wydania były trzy kociaki - nasza kicia znajdowała się najwyżej na gałązkach świątecznego drzewka. Zdjąłem ją z choinki, włożyłem do czapki i zawiozłem do domu. Miała wówczas trzy miesiące. Po krótkim rozmyślaniu daliśmy jej na imię - Nutka. Nutka zastąpiła swoją poprzedniczkę Jupinę (Dżampninę) [miał być Jumper, ale okazał się dziewczynką], która 02 grudnia 2003 zginęła w tragicznych okolicznościach :( Już jako maleńka koteczka jeździła z nami do leśniczówki p3M. Nie przeszkadzała jej zima, padający śnieg i inne niewygody. Dom był w budowie, ale Nutka wymyśliła sobie, że będzie chodzić po konstrukcji poddasza, Nagle małe łapki się ześlizgnęły i kupka futra spadła z wysokiego piętra na parter :( Bardzo się wtedy zmartwiliśmy, ale na szczęście nic się nie stało złego. Innym razem nasza włochata Istota stała się pogromcą zaskrońca, który zmierzał-był do naszego domu. Nutka nie pozwoliła, by ten gad przedostał się przez próg. Pomogliśmy jej odstraszając go, by sobie poszedł w inną stronę. Nutka miała w lesie szerokie spektrum swego terytorium i wszystko musiało być pod jej kontrolą. Wielokrotnie nie mogliśmy poweekendowo odjechać z działki w niedzielę, bo nie było panny, która wracała o trzeciej - czwartej nad ranem. Specjalnie dla niej zamontowałem w oknie na I piętrze powiększony parapet, żeby wskakując z dachu tarasu miała na czym spokojnie wylądować. Zawsze się cieszyliśmy, kiedy już wróciła. Stosowała się do zasad dobrego wychowania - jak w tej anegdocie: "ojciec powtarzał ciągle córce, żeby się dobrze prowadziła, żeby wracała wcześnie. Tak też czyniło dziewczę i wracało o trzeciej, czwartej nad ranem, czyli wcześnie". Tuż po wejściu do łóżka pojawiała się mała włochata mordeczka. Było ostre barankowanie, głośne mruczenie i ugniatanie ciasta. Uwielbiałem to :) Mówiłem wielokrotnie do Niej: "Żebyś Ty umiała gotować!" W odpowiedzi było kocie Mrrraauuu! W Łodzi niejednokrotnie jednak oddalała się z posesji, przenikając przez dziurę w ogrodzeniu. Szła wtedy - jak to mówiliśmy - do bloków. Martwiliśmy się bardzo. Zawsze wracała. Podziwiałem jej zwinność. Potrafiła stojąc pod bramą odbić się od ziemi i wskoczyć na wysokość 2/3 bramy, by potem jak po drabinie wspiąć się na sam szczyt, gdzie siadała i obserwowała terytorium z góry. Pewnego razu wróciła z ranką na szyi. Następnego dnia opuchlizna, a po kolejnych kilku godzinach kot miał dwie głowy. Tak bardzo spuchła jej rana na szyi. Weterynarz, torbiel, ropa, zastrzyki, narkoza, antybiotyk, rywanol, upływający czas i zero poprawy - wtedy podjęliśmy decyzję o okładzie z maści ichtiolowej. Nutka omotana bandażami wyglądała jak mumia, ale następnego dnia jakby ręką odjął - nie było śladu po zakażeniu. Weterynarz był w szoku, zaczął mówić o cudzie i cudownym uzdrowieniu. Nutka przeżyła Boossa (2004 - 2016) oraz Baltazara (2011 - 2017). Boossik był opanowany i spokojny, więc żyli z Nutką w symbiozie. Baltazar zawsze wyluzowany strasznie Nutce dokuczał. Dojrzała już kocica nie wytrzymała nerwowo i w roku 2014 przeprowadziła się na parter. Miała stąd blisko na podwórko, więc często wychodziła na dwór. Jednak gdy pojawił się Alfred i wychodzenie na powietrze stało się "trudne" to widać było na pyszczku wyraźną złość i ansę. Wkrótce chory Alfred usnął. Znowu przebywanie pod tujkami lub w bukszpanie stało się wielką przyjemnością. Po przejściu przez furtkę, gdy wracałem z pracy byłem zawsze witany przez Nutkę, która po rozciągnięciu się po długim zapewne śnie miauczała ponaglająco. Szliśmy wtedy do piwnicy, gdzie leżały jej kocie kiełbaski. Była niecierpliwa, więc pierwsze pół kiełbaski łamałem w pośpiechu, by jak najszybciej włożyć do miseczki. Miałem już potem nieco więcej czasu i mogłem na spokojnie połamać ją do końca i wyjąć - dać także drugą. W porze letniej głównym jej zadaniem było pilnowanie borówek, żeby owoców nie podjadały ptaki. Z tego obowiązku wywiązywała się wzorowo. Ostatnio miała kłopoty z poruszaniem się, podejrzewamy że przeszła jakiś udar albo zachorowała na padaczkę, która krytycznego dnia nie pozwoliła Jej dalej żyć.

Od 23 kwietnia 2018 miseczka Nutki jest pusta. W tym dniu Nutka odeszła za tęczowy most. W październiku 2018 miałaby 15 lat. Pochowana została w lesie na poligonie doświadczalnym p3M. Żegnaj Nutusku. Pamiętamy o Tobie w Aligatorni.

2 komentarze:

  1. Nie jestem kociarą, wolę psy!
    Ale ten wpis autentycznie mnie wzruszył!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sorry, że właśnie w święta, ale nadchodzi właśnie I rocznica i tak mnie naszło. Nutka była fantastyczną kocicą.

      Usuń