Dziś jest inaczej niż zwykle. Prawie 9:00 a Mysz jeszcze śpi. Ja już jestem po trzech kawach. Przejrzałem oferty auta na abonament. Byłem na stronie internetowej Volvo i Hondy. Na razie temat tabu. Muszę zajrzeć tam ponownie.
Nie ma praktycznie takiego tygodnia w roku, żeby ktoś nie prosił o jakąś pomoc. Najczęściej są to różnego typu zabiegi i operacje, które nie mogą być wykonane w Polsce, a kosztują niesamowite tysiące dolarów. Bywa też konieczne wsparcie dla pogorzelców, biednych plantatorów, którym buraki zakrzywiły się o 180 stopni i innych większych lub mniejszych nieudaczników. No i teraz w styczniu, jak co roku jest kumulacja tychże działań "pomocowych". Rusza mianowicie największa żebra. Ludzie wpadają w jakiś dziwny amok. Mamy zbiórki, licytacje dóbr wszelakich, niekoniecznie materialnych. Cel bardzo ważny i istotny, ale..... wyręczamy Państwo, które powinno dbać o nasze zdrowie od narodzin aż do śmierci.
Chodzi mi po głowie, żeby napisać jakiś wiersz o tej mojej katastrofie. Mam parę rymowanek, ale jakoś nie mogę tego złożyć w całość. Gdy mkną koła rozpędzone, musisz skupić się na drodze, szyny w jezdni oblodzone, czy dasz szansę swojej nodze? Gdy zielone światło świeci, wiedzą nawet małe dzieci, trzeba pędzić z całych sił, by udany przejazd był.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz